poniedziałek, 20 kwietnia 2015

{z cyklu} WĘDROWNIK PO POLSCE: DZIEŃ PIĄTY: ULUBIONE MIEJSCE W MOIM MIEŚCIE

Dzień dobry się z Państwem.
Wiem, wiem - nawaliłam w kwestii blogowej i wyzwaniowej w zeszłym tygodniu, ale pracy miałam tyle, że już sił i zdrowia mi zabrakło, by jeszcze pisać. Przepraszam. 
Ale od samego początku rzucił się w oczęta me temat dnia piątego w wyzwaniu ULI, gdyż, albowiem, jednakże, bodajże zaraz pomyślałam sobie o pewnym miejscy we Wrocławiu. Fakt, że wyprowadziłam się z tego miasta jakieś 8 lat temu, jednak jest ono bardziej moim niż obecne. Ale żeby napisać Wam o tymże miejscu, musiałam pojechać do stolicy Dolnego Śląska, by popstrykać zdjęcia, a że konieczna była wieczorowa pora...   Plany weekendowe doskonale pasowały mi w realizacji foto pomysłu, ale od początku...

Jakiś czas temu poszliśmy z przyjaciółmi na film M. Szumowskiej "Ciało". Film niezwykły, warty obejrzenia. Atutem jest nie tylko fantastyczna gra Janusza Gajosa i Mai Ostaszewskiej, ale to, w jaki sposób została opowiedziana historia. To zderzenie dwóch światów: racjonalnego ze spirytystycznym. Smutna historia prokuratora, który nie może pogodzić się ze śmiercią żony, zaś jego relacje z córką chorą na bulimię nienawidzącą swego ojca są, delikatnie mówiąc, oschłe, bardzo zdystansowane. Pomóc  Oldze - filmowej córce Gajosa - ma "odjechana" i nie z tej epoki Maja Ostaszewska, która wierzy, że zmarli czuwają nad swoimi bliskimi na ziemi. Film - oprócz swej powagi tematu zawiera wiele zabawnych scen. Ale to, na co zwróciliśmy uwagę - mnie W i naszych przyjaciół - to pewne niedopowiedzenia, szczególnie w historii Anny ( Maja Ostaszewska), która swoim wyglądem i faktem posiadania ogromnego psa skojarzyła nam się z Marysią z filmu Barei "Poszukiwany, poszukiwana". Anna straciła dziecko w wyniku śmierci łóżeczkowej. Twierdziła i wierzyła, że połączyła się z synkiem  podczas seansu spirytystycznego i stąd jej wiara, że zmarli czuwają nad żywymi, ale nas intryguje, czy to dziecko naprawdę było... Te nierozpakowane rzeczy w pokoju dziecka, to łóżeczko... to okłamywanie matki i przynoszenie zdjęć niby wnuka... Daje do myślenia... 
Ciekawe były też w filmie nawiązania do wydarzeń, które miały miejsce w rzeczywistości, choćby sprawa śmierci Beksińskiego...
Film, jak wspomniałam, poprzez to, w jaki sposób pokazywał historię, poprzez czarny humor i wspaniałą grę aktorską oraz niedopowiedzenia sprawił, że po seansie poszliśmy do knajpki z przyjaciółmi, by podzielić się wrażeniami, a że w knajpce były "jazzujące" klimaty ( mam na myśli muzykę!), postanowiliśmy się umówić na jakiś "jam session". Długo na okazję nie czekaliśmy.
K. zadzwonił do nas tydzień później, że zarezerwował bilety na koncert wirtuoza gitary. Nie jesteśmy z W szczególnymi miłośnikami tego typu gitarowych "brzdąkań", ale bardzo chcieliśmy doznać czegoś nowego...
I tu dotarliśmy do sedna tematu...
Moje ulubione miejsce to nowe miejsce, które poznałam właśnie na koncercie fantastycznego, niezwykle uzdolnionego człowieka ' PIOTRA "RESTKA" RESTECKIEGO. Z moją Przyjaciółką M zastanawiałyśmy się, jak to możliwe, by przez kilka minut cały czas ruszać palcami po gryfie, bez sekundy przerwy i nie pomylić się. Jak to mózg ogarnia? Ogromny talent Restka, jego niesamowity pokaz wirtuozerii , a przy tym ogromne poczucie humoru i taki fajny kontakt z odbiorcą sprawiły, ze byłam zachwycona tym wydarzeniem i nadal przeżywamy ten koncert z W i naszymi Przyjaciółmi.
Ale i miejsce, w którym odbywał się koncert, okazało się niezwykle klimatyczne i od tamtego czasu jest jednym z moich ulubionych :P To knajpka NEON SIDE, która zarówno wewnątrz jak i na zewnątrz posiada wiele neonów z wrocławskiej przeszłości. Dla mnie, wrocławianki, to miejsce wspomnień, bo większość tych neonów jest mi bardzo dobrze znana z dzieciństwa. Kojarzy się z miejscami, które odwiedzałam. To klimat Wrocławia sprzed 20 lat...
Panie i Panowie wczorajsza sesja wieczorową porą. Zdjęcia miały być wykonane w sobotę, gdy to z przyjaciółmi poszliśmy na... "jam session" i po drodze mieliśmy podejść do Neon Side, ale już nam się nie chciało.
Musiałam jednak wykonać swój plan fotograficzny, który zrealizowałam po... obejrzeniu z W spektaklu "Jerry Springer- The Opera" w CAPITOLU. Dodam jeszcze, że grał w tym przedstawieniu Janusz Radek przebrany za kobietę. O matko i córko, jak On biegał na obcasach! Ja bym zaliczyła co najmniej 5 razy glebę, a On zaiwaniał w kozaczkach  jak rasowa babeczka....

BTW ( w wolnym tłumaczeniu: "swoją ścieżką, albo szosą" ;))...Ale my z W jesteśmy "kulturni", nieprawdaż?









Do widzenia się z Państwem,
jagodzianka.

P.S. Dzień trzeci  i czwarty wyzwania postaram się nadrobić w tym tygodniu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz